Van, kiedy dorastałeś otaczały Cię w znacznej mierze płyty z Blue Note. Czy jest to wytwórnia, którą od zawsze podziwiałeś?
Zdecydowanie tak. W końcu przecież Bechet wydawał w Blue Note.
Wydaje mi się, że ludzie coraz częściej zapominają, że dla tej wytwórni nagrywali artyści tacy jak Bechet i kojarzą ją raczej z późniejszymi twórcami, takimi jak Horace Silver i...
Tak, był nawet jakiś czas temu w telewizji program dokumentalny o Blue Note, i okazuje się, że wytwórnia zaistniała właśnie dzięki Bechetowi. Ich pierwszym hitem było Summertime Becheta, co pozwoliło wytwórni na dalsze inwestycje.
Kiedy dorastałeś w Belfaście, zanim jeszcze dostałeś się do tego całego biznesu, czy miałeś ambicje, czy może marzenia, żeby znaleźć się w tak dużej amerykańskiej wytwórni jazzowej?
No cóż, tak naprawdę w ogóle nie myślałem wtedy, że kiedykolwiek nagram jakąś płytę, nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym się na jakiejś płycie pojawić. Dlatego nie miałem jeszcze wtedy takich marzeń. Jeszcze nie.
A więc jak się czujesz w Blue Note?
Na pewno znacznie lepiej niż w którejś z wytwórni popowych.
Nigdy nie byłeś skory do opisywania tego, czym się właściwie zajmujesz, jednak na tej płycie zbliżyłeś się maksymalnie do definicji własnej muzyki. Mówisz tam bardzo wyraźnie: Jazz, blues i funk a więc nie rock and roll, czy rytmiczny folk ze szczyptą soulu. ("Jazz, blues and funk - that's not rock and roll, folk with a beat and a little bit of soul"). To jest w dużym skrócie to, co grasz?
Dokładnie.
A więc postanowiłeś to wreszcie raz na zawsze wyjaśnić?
Tak to jakoś samo wyszło w tej piosence. Po części chciałem to wyjaśnić, po części byłem już po prostu zmęczony wszystkimi banałami na mój temat i tą mentalnością ludzi, którym wydaje się, że mnie znają, i którzy piszą wszystkie te teksty o tym, kim według nich jestem. Stąd wzięła się właśnie ta piosenka. Chodzi o to, że nie gram sensu stricto rocka, robię coś innego. Właśnie to.