Witaj Rachael. Moje pierwsze pytanie dotyczy twoich wspomnień związanych z współpracą z zespołem "BUMPUSS". Czy była to dobre rozgrzewka przed wydaniem, pierwszej solowej płyty?
Rachael: Witam. To było dla mnie bardzo ważne doświadczenie jeżeli chodzi o występy na żywo. Graliśmy często i wszędzie. Od pobliskich, zaprzyjaźnionych pubów dla kilkudziesięciu słuchających nas osób, po mieszczące 10.000 ludzi stadiony w Chicago. Zespół składał się z trzech wokalistów, więc obycie na scenie było koniecznie, by wszystko ze sobą współgrało. Graliśmy różną muzykę. Miał na nas wpływ hip-hop, soul, czy też jazz. Nie zabrakło też inspiracji takimi Artystami jak: David Bowie, czy też Miles Davis. Hip-hop, jazz,`soul i rock, to wszystko było na naszych koncertach. Nauczyłam się żonglować tymi piosenkami w taki sposób by cała ta muzyczna układanka pasowała do siebie, a publiczność nie była znużona.
Praca w BUMPUSS nauczyła mnie także podstawowych zasad w pisaniu i komponowaniu piosenek, to było naprawdę ważne dla mnie doświadczenie.
Przy nagraniu debiutanckiego albumu "Happenstance" miałaś okazje pracować z tak wybitnymi i doświadczonymi producentami i muzykami jak: Johna Alagia; Kevin Salem; Aaron Comess; John Conte; Matt Walker; Matt Johnson. Jak wspominasz te pracę dzisiaj: jako trudna lekcja muzyki, czy wręcz przeciwnie, niezapomnianą muzyczną przygodę?
Rachael: Praca z nimi wszystkimi była czymś niesamowitym. Jestem naprawdę szczęśliwa, że z takim oddaniem zaangażowali się w pracę ze mną, a ja mogłam czerpać garściami z ich doświadczenia i oddawać to wszystko mojej płycie. Każdy z nich to wielka osobowość, profesjonaliści na całej linii, pewnie dlatego każdy swoje ego schował do kieszeni czując moją muzykę, jak ja dali z siebie wszystko, traktując ją jak swoją.
Było cudownym uczucie, kiedy w chwil zwątpienia dodawali mi otuchy i determinowali mnie do jeszcze bardziej wytężonej pracy. Mimo wszystko nasza wspólna praca była na luzie. To wspaniali muzycy i ludzie.
Na rynku dostępny jest już twój maxi singiel nazwany "EP". Dlaczego postanowiłaś go wydać? Czy miał być to test twojej muzyki przed wydaniem całego krążka?
Rachael: Przy nagrywaniu swojego pierwszego albumu chciałam bardzo pracować z moim zdaniem znakomitym Malcolm'em Burn'em. Niestety Malcolm miał już inne zobowiązania, musiał rozpocząć pracę nad innym projektem. Mieliśmy więc bardzo mało czasu na pracę w studio. Wykorzystaliśmy go najbardziej efektywnie, jak tylko się dało. Efektem naszej współpracy jest tych sześć piosenek, które chcieliśmy zaprezentować szerszemu gronu odbiorcy. Na tamtym etapie pracy nie wiedzieliśmy, kiedy i przy jakiej okazji się one ukażą- wydaliśmy je więc na "EP". Nie było moim zamierzeniem wydawać "EP" jako ' muzycznej zakąski' przed dużym albumem. Po prostu, zakochaliśmy się w tych 6 piosenkach i chcieliśmy by inni też mieli możliwość zakochania się w nich.
"Worn Me Down" to twój pierwszy solo singiel promujący album "Happenstance". Fani znają go już z "EP", tam jednak występuje w bardziej surowej, innej wersji. Powiedz dlaczego zmieniłaś ostatecznie tempo i charakter muzyczny tego utworu?
Rachael: "Worn Me Down" to piosenka o szalonej miłości. O uczuciu, które czasami nami zawładnie i czy tego chcemy, czy nie musimy się jemu poddać. To piosenka śpiewana z perspektywy szaleńczo owładniętej miłością osoby. Skomponowałam ją na gitarze, udając że to gitara basowa (śmiech). Następnie nagrałam demo tej piosenki z czterema różnymi muzykami, a tym samym czterema różnymi pomysłami na nią. Ostatecznie demo zawierało 6 różnych wersji "Worn Me Down". Z tych 6 wersji, 2 ujrzały światło dzienne: pierwsza to ta nagrana z Malcolm'em Burn'em wydana na "EP, druga wersja pochodzi z albumu. I właśnie ta druga wersja ukazała się na singlu, jako ta z chwytliwym refrenem i uniwersalnym przekazie o miłości (śmiech). Mam nadzieje, że poradzi sobie w stacjach radiowych i zacznie żyć własnym życiem?